Oszka
Paulo Faria
Przekład: Sebastian Latocha
Kiedy weszliśmy do mieszkania, przywitała nas suczka, o której rozmawialiśmy z Tomaszem. Nazywała się Oszka. Tomasz i Dorota adoptowali ją ze schroniska dla bezdomnych zwierząt. Mieszkanie było bardzo małe, przy ulicy w centrum Łodzi, blisko głównego dworca. Tylko jeden duży pokój o wymiarach dziesięć na sześć metrów albo mniej, z małym aneksem kuchennym wzdłuż ściany na końcu mieszkania, ze skromnym stołem jadalnym pod antresolą wspartą na stalowych filarach. Na górze podwójne łóżko. W rogu łazienka bez okna. To mieszkanie, w którym wszystko można było zobaczyć od razu i usłyszeć z każdego kąta. W szkole średniej nauczycielka przedstawiła nam pewnego starożytnego filozofa greckiego, którego imienia nie pamiętam, według którego miasta powinny rozrastać się tylko do granicy akustycznej krzyku rozbrzmiewającego na centralnym placu. W żadnej z książek, jakie przeczytałem, nie spotkałem się z tym aksjomatem, więc nie wiem, który to był filozof. Może czytałam nie te książki? Dorota była w pracy. Stół w jadalni był jedynym stołem, jaki mieli w mieszkaniu. No i nie jestem dobry w definiowaniu szerokości i długości na oko.
Oszka była suczką Siberian husky – Inuitką. Jej ogon ktoś obciął, zostawiając dziwny kikut. I zranił jej także ucho, którego postrzępiona krawędź zagoiła się nierówną linią. W schronisku nikt nie znał historii suczki Tomasza i Doroty. Taka została znaleziona, spokojna i okaleczona.
Kamienica, w której znajdowało się ich mieszkanie, była przedwojenna. Należała do bogatej, fabrykanckiej rodziny żydowskiej. Nie zarejestrowałem nazwiska tej rodziny, kiedy Tomasz dzielił się ze mną historią kamienicy. Umknęło mi, podobnie jak imię tego greckiego filozofa, który sądził, że nasze zbiorowe szczęście zależy od tego, czy zwracamy uwagę na lament, okrzyki radości i alarmujące jęki naszych bliźnich. Żydowscy fabrykanci mieszkali na pierwszym piętrze, a resztę kamienicy wynajmowali. Dziadkowie Doroty byli robotnikami w ich fabryce pod Łodzią, we wsi, której pierwszy człon nazwy to Wola, a drugiego nie potrafię wyartykułować. Kupując mieszkanie, Tomasz i Dorota nie wiedzieli, że kamienica należała do rodziny właściciela fabryki, w której pracowali jej dziadkowie. Zbieg okoliczności wyszedł na jaw dopiero później.
Zawołałem Oszkę po portugalsku, podeszła ze spuszczonym wzrokiem. Istnieje uniwersalny ton uczucia, który rozumiemy wszyscy. Pogłaskałem ją po głowie, na której rosła ogromna brodawka wielkości jeżyny. Według Tomasza nie można jej usunąć, ponieważ Oszka jest za stara, znieczulenie zagraża jej życiu. Dodał, że Oszka i tak przeszła swoje. Nie chcieli zadać Oszce cierpienia jak w przeszłości.
Tomasz zapytał mnie, czy mam ochotę na lemoniadę. Zgoda. Kiedy wyciągnął nóż, aby pokroić cytrynę, Oszka odeszła ode mnie i w milczeniu usiadła przed drzwiami balkonowymi. Tomasz otworzył je, Oszka wyszła na zewnątrz i położyła się przy kamiennej balustradzie.
„Ona nie lubi kuchennego hałasu, krojenia przede wszystkim. Woli wyjść na zewnątrz”.
Ulicą przejechał tramwaj. Oszka spokojnie położyła pysk na swoich łapach.
Większa część rodziny żydowskiej, w której rękach była łódzka kamienica i fabryka pod Łodzią, zginęła w czasie Holokaustu lub wojnę przeżyła w ukryciu. Po wojnie nowa władza znacjonalizowała pożydowski majątek, a każde piętro kamienicy podzieliła na maleńkie mieszkania, aby wiele osób mogło cieszyć się odrobiną luksusu tak malutkiego, że nie można go nazwać luksusem. Tomasz i Dorota kupili i kompletnie wyremontowali jeden z takich „plasterków”. Poprzedni właściciel podzielił mieszkanie na maciupeńkie pokoje. Woleli zacząć od zera, bez ścian w środku, od nowa. W czasie wojny lub po niej dziadkowie Doroty zabrali z rezydencji rodziny żydowskiej w Woli nieduży dębowy stół wysokiej próby. Wielu mieszkańców wsi podzieliło między siebie pożydowskie rzeczy. Dziadkowie Doroty chcieli kupić ten stół, ale jak robi się interesy z ludźmi nieobecnymi, zastraszonymi, skazanymi na śmierć. Postawiłam szklankę z lemoniadą na stole w jadalni, żydowskim stole, który Tomasz i Dorota odziedziczyli po dziadkach. Jeden z ocalałych z rodziny Żydów, prawnik i nauczyciel uniwersytecki, pojawił się po wojnie w Woli, ale władze go przegoniły jako kapitalistę i „wroga ludu”.
Milczenie Oszki zrodziło pytanie – czy ma w zwyczaju szczekać? Tomasz wyciągnął z szafki paczkę ciastek dla psów i zawołał ją. Nóż zniknął. Tomasz go umył i schował w szufladzie. Jednak w tym mieszkaniu nie wszystko było w zasięgu wzroku. Można było także oszczędzić innym widoku złych rzeczy. Oszka przybiegła z balkonu, usiadła na wprost Tomasza, jej ciało drżało z podniecenia. Wydał komendę po polsku, trzymając w dłoni ciastko. Oszka szczeknęła. Zrobiła to niechętnie jak ktoś, kto nie chce zwrócić na siebie uwagi, jak ktoś ukryty w kryjówce, mimowolnie jęczący, a potem tego żałujący. Zapytałem Tomasza o tę komendę. „Daj głos!”
Tomasz i Dorota nigdy nie dowiedzą się, co tak naprawdę przydarzyło się Oszce, nigdy nie poznają ludzkiego zła, które ją okaleczyło. Głaszcząc Oszkę po głowie, wyobraziłem sobie makabryczny scenariusz. Próbujemy a posteriori zrozumieć pochodzenie zła. Jednak przewrotność zawsze zaskakuje nas – nieprzygotowanych – ponieważ nie chcemy zaakceptować tego, że może być autentyczna, że może dosięgnąć granicy tego, co jest nie do zniesienia. Jesteśmy tak samo bezradni jak Oszka. Ale martwe przedmioty i żywe istoty znajdują sposoby, aby uleczyć swoje rany, zaakceptować to, co niedopuszczalne, zapomnienie. Aby przywrócić światu porządek, nawet na małą skalę. Przetasowujemy talię i ponownie rozdajemy karty, dzielimy to, co niepodzielne, wyburzamy ściany, przenosimy toaletę i umywalkę z jednego rogu do drugiego. Istnieją zbiegi okoliczności i konsekwencje, które inscenizują szczęśliwe zakończenia, skróty, które rozwiązują węzeł gordyjski i oddzielają skutki od ich przyczyn, abyśmy mogli nadal oddychać. Oszka odnalazła Tomasza i Dorotę, usłyszeli jej krzyk. Dębowy stół znalazł krętą i nieprawdopodobną drogę do kamienicy pierwotnych właścicieli. Przedwojenna kamienica przekształciła się w ul maleńkich greckich miast przestrzegających prawo filozofa, którego imienia nigdy się nie dowiem.
Wyszliśmy z mieszkania, zostawiając Oszkę wylegującą się na poduszce, odprowadzającą nas wzrokiem do drzwi. Kiedy schodziliśmy na dół, zapytałem go, co Oszka znaczy po polsku. Wyjaśnił, że imię pochodzi z rosyjskiego filmu, który bardzo mu się spodobał. Niebiańskie żony Łąkowych Maryjczyków to obraz przedstawiający dwadzieścia trzy kobiety, których imiona bez wyjątku zaczynały się na literę „o”. Jednak jedna z nich, Oszanaj, w odróżnieniu od pozostałych, nigdy nie pojawiła się na ekranie. Odeszła daleko. W filmie poznajemy wiersz, który zadedykował jej kochanek. Oszka to skrócona forma imienia Oszanaj, imienia nieobecności.
Czerwiec 2023